"Redaktor Monsiorski wrócił do lektury gazet, ale Lisze, chociaż już prawie wychodził, dodał jeszcze:
- Aha, inżynier Pomianowski zmarł.
- O! Kiedy?
- jakoś we wrześniu. Pamiętam, że po pogrzebie wyprowadzono trumnę na dworzec.
- Po co?
- Nie wiem..."
Tak się składa, że ja znam odpowiedź na pytanie red. Monsiorskiego. A zaczęło się tak.
Wiadomo, że Pomianowski "wżenił" się w niezłą warszawską rodzinę. Skoro jego zwłoki po pogrzebie odprowadzono na dworzec kolei warszawskao-wiedeńskiej, no to gdzie wdowa mogłaby go pochować?
Na początku myślałem, że być może spoczął gdzieś w okolicy swgo majątku Wojska. Niestey na żaden ślad tego majątku nie mogłem natrafić. Pomyslałem, że skoro rodzina Słowikowskich była zamożna, może mieli jakieś wykupione miejsce na którymś z warszawskich cmentarzy... Moje myśli od razupobiegły w stronę Powązek.
Tak się złożyło, że na stronie Starych Powązek znalazłem znalazłem Stefana Pomian Pomianowskiego pochowanego w sektorze L - ale czy to nasz sosnowiecki architekt? Miałem wątpliwości - po pierwsze na tej samej stronie nie znalazłem Stefana w wykazie pochowanych architektów. Po drugie, nie sądziłem, że grób z 1919 istniał będzie jeszcze w roku 2013. Myliłem się jednak bardzo.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w niedzielę 22 września wybierałem się do Warszawy - z innej okazji, no ale miałbym z godzinkę, aby jeszcze przed zachodem słońca pomyszkować po Powązkach i poszukać powązkowskiego sektora L. Początki nie były zachęcające - pociąg spóźnił się 20 minut i wyszło na to, że w Warszawie będę dopiero ok. 18. Ale koło fortuny odwróciło się albo niebiosa jednak chcą aby mi się udało - jedyny tramwaj z Centralnego na Powązki jakby czekał na mnie - szybko do niego wskoczyłem i ok. 18.10 byłem na miejscu.
Zaopatrzony w dokładną mapkę Powązek udałem się na ul. Spokojną, aby najkrótszą drogą dojść do sektora L. Niestety, mapki mapkami - ale na cmentarz zawsze należy wchodzić głównym wejściem. Okazało się, że furtka od strony Spokojnej była zamknięta na głucho a drugiej w ogóle nie było - choć być powinna - przynajmniej tak wyglądało na planie... Straciłem więc 20 minut na darmo - jak niepyszny musiałem wracać do wejścia głównego od strony Powązkowskiej (nie wspomnę o igraniu ze śmiercią gdym szedł chodnikiem przy cmentarnym murze - z jednej strony mogło coś się od niego oderwać, na przykład cegła, a z drugiej strony pędzili warszawiacy w swych lizingowanych automobilach - chodnik był zamknięty dla ruchu pieszego - no ale ja się spieszyłem na... cmentarz...).
W końcu o g. 18.30 wszedłem na Powązki - mroczny, gotycki klimat - szaro, ponuro, mokro, wokół strzeliste mogiły z 19 wieku, rozłożyste drzewa zasłaniały jeszcze resztki dziennego światła... no ale cóż - miałem góra 30 minut do zupełnych ciemności, więc przyspieszyłem kroku...
Po 5 minutach dotarłem do rzeczonego sektora. Okazało się, że każdy z nich ma ok. 15 grobów wzdłuż i 6 rzędów. Grób Pomianowskego znalazłem już po 3 minutach... Nie było to łatwe przy mizernym oświetleniu i fakcie, że grób nie był chyba odwiedzany od wojny.
Grób Stefana Pomianowskiego na Powązkach (sektor L). |
Napis na płycie nagrobnej: Rodzina Pomian Pomianowskich Stefan Architekt Artysta Malarz |