środa, 25 września 2013

Pomianowski na Powązkach

Najpierw cytat ze Zbigniewa Białasa - "Puder i pył":
"Redaktor Monsiorski wrócił do lektury gazet, ale Lisze, chociaż już prawie wychodził, dodał jeszcze:
- Aha, inżynier Pomianowski zmarł.
- O! Kiedy?
- jakoś we wrześniu. Pamiętam, że po pogrzebie wyprowadzono trumnę na dworzec.
- Po co?
- Nie wiem..."

Tak się składa, że ja znam odpowiedź na pytanie red. Monsiorskiego. A zaczęło się tak.
Wiadomo, że Pomianowski "wżenił" się w niezłą warszawską rodzinę. Skoro jego zwłoki po pogrzebie odprowadzono na dworzec kolei warszawskao-wiedeńskiej, no to gdzie wdowa mogłaby go pochować?
Na początku myślałem, że być może spoczął gdzieś w okolicy swgo majątku Wojska. Niestey na żaden ślad tego majątku nie mogłem natrafić. Pomyslałem, że skoro rodzina Słowikowskich była zamożna, może mieli jakieś wykupione miejsce na którymś z warszawskich cmentarzy... Moje myśli od razupobiegły w stronę Powązek.
Tak się złożyło, że na stronie Starych Powązek znalazłem znalazłem Stefana Pomian Pomianowskiego pochowanego w sektorze L - ale czy to nasz sosnowiecki architekt? Miałem wątpliwości - po pierwsze na tej samej stronie nie znalazłem Stefana w wykazie pochowanych architektów. Po drugie, nie sądziłem, że grób z 1919 istniał będzie jeszcze w roku 2013. Myliłem się jednak bardzo.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w niedzielę 22 września wybierałem się do Warszawy - z innej okazji, no ale miałbym z godzinkę, aby jeszcze przed zachodem słońca pomyszkować po Powązkach i poszukać powązkowskiego sektora L. Początki nie były zachęcające - pociąg spóźnił się 20 minut i wyszło na to, że w Warszawie będę dopiero ok. 18. Ale koło fortuny odwróciło się albo niebiosa jednak chcą aby mi się udało - jedyny tramwaj z Centralnego na Powązki jakby czekał na mnie - szybko do niego wskoczyłem i ok. 18.10 byłem na miejscu.
Zaopatrzony w dokładną mapkę Powązek udałem się na ul. Spokojną, aby najkrótszą drogą dojść do sektora L. Niestety, mapki mapkami - ale na cmentarz zawsze należy wchodzić głównym wejściem. Okazało się, że furtka od strony Spokojnej była zamknięta na głucho a drugiej w ogóle nie było - choć być powinna - przynajmniej tak wyglądało na planie... Straciłem więc 20 minut na darmo - jak niepyszny musiałem wracać do wejścia głównego od strony Powązkowskiej (nie wspomnę o igraniu ze śmiercią gdym szedł chodnikiem przy cmentarnym murze - z jednej strony mogło coś się od niego oderwać, na przykład cegła, a z drugiej strony pędzili warszawiacy w swych lizingowanych automobilach - chodnik był zamknięty dla ruchu pieszego - no ale ja się spieszyłem na... cmentarz...).
W końcu o g. 18.30 wszedłem na Powązki - mroczny, gotycki klimat - szaro, ponuro, mokro, wokół strzeliste mogiły z 19 wieku, rozłożyste drzewa zasłaniały jeszcze resztki dziennego światła... no ale cóż - miałem góra 30 minut do zupełnych ciemności, więc przyspieszyłem kroku...
Po 5 minutach dotarłem do rzeczonego sektora. Okazało się, że każdy z nich ma ok. 15 grobów wzdłuż i 6 rzędów. Grób Pomianowskego znalazłem już po 3 minutach... Nie było to łatwe przy mizernym oświetleniu i fakcie, że grób nie był chyba odwiedzany od wojny.
Grób Stefana Pomianowskiego na Powązkach (sektor L).
Napisy na płycie ledwo było widać - bardziej polegałem na dotyku i wodzeniu palcem po porosłym mchem kamieniu. trzeba przyznać, że grób wybitnego Sosnowiczanina była najbardziej zapuszczony w całym sektorze L...
Napis na płycie nagrobnej: Rodzina Pomian Pomianowskich
Stefan
Architekt Artysta Malarz

Pomianowski żeni się



W roku 1892 Pomianowski (posiadający wtedy tytuł Sekretarza Kolegialnego – czyli 10 stopnia w hierarchii 14 rang w ramach Systemu służby państwowej, cywilnej i wojskowej w Rosji Carskiej) ożenił się ze Stefanią Marią Józef Słowikowską – ślub odbył się w Warszawie w kościele św. Barbary. 
Ojciec Marii, Adam Słowikowski, był dobrze znany w Warszawie ponieważ piastował stanowisko Naczelnika Ziemskiego Towarzystwa Kredytowego

Matką Marii była Józefa z Cyrońskich (zmarła w Warszawie 31 stycznia 1916 roku. Świadkami na ślubie Pomianowskiego był ojciec Marii – Adam, oraz Leopold Łącki – deputowany Ziemskiego Towarzystwa Kredytowego. 
Dwa dni przed ślubem narzeczeni spisali umowę małżeńską u urzędującego Notariusza przy kancelarii Hipotecznej Warszawskiego Sądu Okręgowego Henryka Iwanowicza Ciunkiewicza. 
Ciekawostką jest, że ślubu udzielał inny krewny panny młodej – Stanisław Słowikowski, Proboszcz Parafii Imielno i Katecheta Szkół Warszawskich.

P.S.
Towarzystwo Kredytowe Ziemskie w Królestwie Polskim, pierwsza polska instytucja bankowa, stowarzyszenie właścicieli ziemskich Królestwa Polskiego z siedzibą w Warszawie założone w 1825 z inicjatywy Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego; celem stowarzyszenia było udzielanie kredytów długoterminowych; stowarzyszenie wspierało polskich właścicieli ziemskich, działało do 1939 (źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki).

czwartek, 19 września 2013

Pomianowskiego sprawa sądowa

Sprawa sądowa
Niewątpliwie należy wspomnieć o sprawie sądowej, w którą Pomianowski był uwikłany na początku swej kariery powiatowego inżyniera. Otóż 24 kwietnia 1891 roku wydał zaświadczenie pp. Edwinowi i Oskarowi Guldczyńskim, że kupione przez nich od mieszczan będzińskich w 1889 roku ziemie w miejscowości Kempiny (w odległości półtora wiorsty od granicy miasta Będzina), zapisane są w rejestr "folwarków miasta Bedzina", co jednak było nieprawdą. Zacytujmy fragment akt sądowych z 1895 roku, które ukazując Pomianowskiego jako honorowego człowieka, który przede wszystkim dąży do poznania prawdy:
„Na podstawie najwyższego nakazu z dnia 14 marca 1887 roku, zabraniającego obcokrajowcom nabywać ziemie poza miejskimi osiedleniami, Prokuratura w Carstwie Polskim przedstawiła powództwo o zlikwidowaniu umów kupna-sprzedaży oznaczonych działek ziemi dla kupców Guldszinskich; Guldszinscy   dla obalenia powództwa przedstawili otrzymany przez nich plan miejskiej przestrzeni, utworzony w 1891 roku przez Szolcom [prawdopodobnie Powiatowy Geodeta], z ukazaniem na nim działek nr 174, 344, 483, 201 ,225, 501, 502, 150, 330, 297, 298, 177, 110, 309, 31, 246, 202, 136, 290 wraz z oficjalnym potwierdzeniem Będzińskiego  inżyniera - architekta, oskarżonego Pomianowskiego, z data 24 kwietnia 1891 roku, o tym, że oznaczone numery pochodzą z rejestru "folwarku miasta Będzina " mimo, iż w rzeczywistości dane działki w rejestrze nie widnieją. Oskarżony Pomianowski nie przyznał swojej winy w związku z obwinieniem, wyjaśniając, iż wydał dane zaświadczenie Gulszinskim, jednak natychmiast po wydaniu danego zaświadczenia, doniósł pisząc raport do Gubernatora o swoich wątpliwościach odnośnie prawidłowości danego świadectwa i sam podjął kroki dla wyjaśnienia danej kwestii.”
Pomianowski dążył do tego, aby sąd uznał, że przyczyną błędnej decyzji były nieprawidłowe rejestry, które rzeczywiście były oznaczone różnie: "ziemie miasta Będzina", "Folwarki miasta Będzina" i w samej ich zawartości zlewają się w dwa pojęcia - "ziemie i folwarki" miasta Będzina. Ze względu na brak doświadczenia Pomianowski o tych subtelnych różnicach nie wiedział.
4 lipca 1895 roku Warszawski Sąd (zgodnie z rozkazem "Jego Imperialistycznego Waszmości", na posiedzeniu 11 Kryminalnego Departamentu, na którym byli obecni: A. K. Meyer, członkowie: I. R. Lentz, P. S.Firsow, pomocnik sekretarza W. W. Szaramowicz, w obecności towarzysza prokuratora Sadu A. E. Kilszteta) postanowił zwrócić Pomianowskiemu uwagę bez wniesienia zapisu w akta. Uzasadnieniem łagodnego wyroku było to, że Pomianowski wydając decyzje nie miał złych zamiarów a także „sam wystosował raport ze swoimi wątpliwościami do Gubernatora, potwierdzając nieprawidłowość wydanego przez siebie świadectwa”. Uzupełnieniem aktu były zapisy, że dwa plany z 27 lutego 1892 i z 24 kwietnia 1891 jako załączniki do sprawy Drugiego Państwowego (Obywatelskiego) Departamentu Warszawskiego Sądu, powinny być zwrócone zgodnie z jego postanowieniem, a kopia ogólnego planu miasta Będzina, przedstawionego przez podejrzanego Pomianowskiego, powinna być jemu zwrócona.
Ciekawe, czy owi Guldczyńscy to nie przypadkiem Huldczyńscy? Jak wiadomo Samuel Huldczyński zbudował rurkownię na terenie Nowej Pogoni, ale było to w latach 1881-1889 - więc po co dokupowałby ziemię, gdy fabryka już stała? Ponadto nie zgadzają się imiona - Oskar i Edwin - takich Huldczyńskich nie znam. Zgadza się tylko to, że i Guldczyńscy i Huldczyński byli cudzoziemcami i kupować ziemie mogli jedynie w obrębie miasta.

P.S.
Podziękowania dla Alicji, która przetłumaczyła wyrok z rosyjskich akt.

wtorek, 17 września 2013

Zły Tyrmand

Świetnie czyta się książkę Mariusza Urbanka - Zły Tyrmand. Przede wszystkim dlatego, że jest małych rozmiarów i w autobusie się nie męczę trzymając ją przed oczami. I w plecaczku nie ciąży. Ale i treść mi odpowiada - począwszy od śmiesznych historyjek i Leosiu (jak to kiedyś w Mikołajkach pokazał nieudolnemu kelnerowi jak się przynosi do stolika naczynia z potrawami - nauczył się tego podczas kelnerowania w Niemczech podczas okupacji; jaki to Tyrmand był szarmancki - nieważne ile wypił alkoholu podczas imprezy, zawsze podsuwał krzesło siadającej obok kobiecie...) po dosyć poważne rozważania, na ile Tyrmand był komunistą tuż po wybuchu wojny, gdy przebywał w Wilnie.
Przeczytałem już połowę i łaknę więcej.

P.S.
Tak naprawdę nikt nie wie czy Tyrmand to Tyrman a "d" dostawił sobie aby łatwiej było pozować na kurlandzkiego szlachcica. Czasem też podpisywał się jako Leonard. A niektórzy sądzą, że jego nazwisko przekręcił Eile - Tyrmond brzmiało zbyt płasko.

P.S.2
I znowu śmiesznostka: Jakieś świeże małżeństwo spotyka się z Tyrmandem - ten jako gentleman chce pomóc kobiecie zdjąć płaszcz, a ona mówi: Sama to zrobię. Na to mistrz celnej riposty - Niebywałe! Ta kobieta rozbiera się sama!
O mało nie doszło do pojedynku z szanownym panem mężem - na szczęście udało się jakoś załagodzić sytuację...

Puder i pył w Spodku już od piątku!

Już w piątek, na Targach Ksiązki w Spodku, można będzie kupić drugą część sagi sosnowieckiej - Puder i Pył. Pierwsza część, Korzeniec, jak wiadomo kończy się w momencie wybuchu pierwszej wojny światowej. Puder i pył obejmować ma z kolei okres tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Jak dla mnie okres przedwojenny w Sosnowcu był dla mnie o wiele ciekawszy, ponieważ mało udokumentowany. Zbigniew Białas w Korzeńcu świetnie jednak poradził sobie z tym problemem i wymalował nam piękny krajobraz sosnowieckiego światka. Dwudzistolecie międzywojenne ma także swój urok i nie wątpię, że na kartach Pudru i Pyłu odnajdziemy ducha modernizmu, który przecież w Sosnowcu był obecny.
Książkę zamierzam kupić wraz z dedykacją autora i przeczytać jednym tchem - niestety nie byłem na czytaniu fragmentów książki w Pałacu Dietla, czego szczerze żałuję. Jednak fragment zamieszczony w SosnART pokazuje, że warto było czekać dwa lata na drugą, na pewno nie ostatnią, część sagi sosnowieckiej.

poniedziałek, 16 września 2013

Kościół w Koziegłówkach

Będąc w niedzielę w Koziegłówkach w sanktuarium św. Antoniego głowiłem się jak to jest z tym autorstwem tej budowli - książka Siewierz, Czeladź, Koziegłowy / pod red. Feliksa Kiryka Katowice podaje jako autora planów inż. Pomianowskiego ale jako budowniczego - Hugona Kuderę (zbudował też kościół w Czeladzi).

Natomiast informacja z sanktuarium mówi tylko o Pomianowskim ani słowem nie wspominając o Kuderze. Nie wiem jakim sposobem dotrzeć do książki ks. Zapałowskiego - Moje trzynastoletnie pasterzowanie w Koziegłówkach - wtedy dopiero tajemnica będzie rozwiązana (książka dostępna na miejscu (sic!) w BŚ).


Wspomniana wcześniej onografia Siewierz, Czeladź, Koziegłowy powołuje się na Zapałowskiego jako źródło, ale trudno uwierzyć aby taką gafę wypisywano czarno na białym przy wejściu do sanktuarium?

Swoją drogą warto byłoby poczytać kiedyś Siewierz, Czeladź, Koziegłowy - solidna grubość i szczegółowe informacje (znalazłem np. info o jakim studencie z Przyrowa, który pobierał stypendium na UJ). Ale jak to zrobić, skoro dostępne tylko w czytelni?